Mimo że na mapie dystans między
stolicami Nepalu i Indii nie wydaje się tak wielki, przemieszczenie
się między nimi zajęło mi pełne 35 godzin w publicznych (czytaj:
mało ekskluzywnych) środkach transportu. Skończył się zapach
sosnowych lasów, delikatny szum górskich potoków, orzeźwiający
smak górskiego powietrza i ciepły uśmiech Nepalczyków. Po
miesiącu spędzonym na łonie nepalskiej natury, wjazd do Delhi był
jak pobudka z długiego, pięknego snu. Pobudka z użyciem szarpania
za rękawy, popychania, trąbienia klaksonem i podstawiania krowiej
kupy pod nos. Welcome back to India.
tak wyglądają stopy osoby, która spędziła 1,5 dnia w pociągach i autobusach |
Po odespaniu ciężkiej przeprawy,
nadal zostały mi dwa dni do odlotu, także spędziłem je kręcąc
się po mieście, starając się zachować w pamięci i wchłonąć
jak najwięcej indyjskiej aury, gdyż wiedziałem, że jest to moje
pożegnanie z tym krajem i całą Azją.
Ostatecznie mój krótki pobyt w Delhi
wspominam lepiej, niż miałby to wynikać z ostrzeżeń niektórych
turystów. Szczególnie dobre wrażenie sprawiało nowoczesne
lotnisko, z którego wsiadałem do samolotu, mającego zabrać mnie
do Stambułu, mojej bramy na rodzinną Europę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz