sobota, 22 grudnia 2012

02-07.12.2012 / Kambodża

Na Królestwo Kambodży, nadal pogrążone w żałobie po zmarłym w październiku władcy, nie da się patrzeć inaczej niż przez pryzmat historii. Historii sekretnych amerykańskich bombardowań (zrzucono więcej bomb niż wszystkie kraje alianckie w czasie całej IIWŚ, dopiero w 2000 r. USA oficjalnie przyznało się do zaatakowania tego neutralnego państwa) i reżimu Pol Pot'a, które pozbawiły życia ponad 2 miliony ludzi, blisko 1/3 populacji Kambodży w przeciągu trochę ponad 4 lat panowania Czerwonych Khmerow.




Gdy wydawałoby się, że ludzkość po okrucieństwach II wojny światowej nigdy nie wróci na ścieżkę ludobójstwa, ten mały azjatycki kraj, pod biernym okiem ONZ, stał się areną masowych czystek, w których ciężko dopatrywać się jakiejkolwiek logiki. Bo nie było tu, tak jak w Rwandzie, podłoża etnicznego a zabijanie małych dzieci nie ma sensu, jeżeli starano się o zlikwidowanie podziału klasowego. Dopiero w 1979 zły, komunistyczny Wietnam zdecydował się na przerwanie tego obłędu i wyzwolenie Kambodży spod panowania Czerwonych Khmerów wspieranych przez USA w ramach walki z komunizmem.







Wszyscy powyżej 35. roku życia to Survivors - Ci Którzy Przetrwali. Khmerowie rzadko patrzą prosto w oczy, jakby nie chcieli ujawniać historii swojego życia. Trafia to tym bardziej, że oczy osoby mijanej na chodniku mogą być oczami zarówno ofiary jak i oprawcy. Nadal trwają procesy głównych twórców dyktatury, jednak pomniejsi wykonawcy wyroków nie zostali osadzeni. Bo jak sądzić osobę, która często była postawiona przed wyborem między życiem własnym a życiem sąsiada. Muzeum, umiejscowione w byłym więzieniu S21, przedstawia historie nie tylko z perspektywy ofiary, ale również strażników, żołnierzy czy nawet samych twórców reżimu. Innym poruszajacym swiadectwem ludobojstwa sa "Killing fields", pola na ktorych wykonywano wyroki smierci. Obecnie miejsce to wyglada jak zwykly park, nadal jednak mozna  znalezc w trawie ludzkie szczatki, a audio-przewodnik w ktorym m.in. mozna wysluchac muzyki ktora towarzyszyla wykonywanym wyrokom, przyprawia o dreszcze.




Kambodża, będąca prawdopodobnie najbardziej zbombardowanym i zaminowanym krajem na świecie, nadal jest również jednym z najbiedniejszych. I choć stolica - Phnom Penh ma właśnie budowany pierwszy, robiący duże wrażenie wieżowiec a na ulicach wysokiej klasy samochody nie są rzadkością, to wystarczy wyjechać kilkanaście kilometrów poza miasto by przekonać się jakie są prawdziwe warunki życia większości Khmerów. A jest to balansowanie na krawędzi przetrwania. Tak było w rybackiej osadzie do której dostałem się z Siam Reap. Żadnego sklepu, kilka łodzi i zdezelowanych motorów. Nagie dzieci bawiące się patykami wśród błota i odoru gnijących ryb. W drewnianych chatkach postawionych na palach, nie ma nic poza kilkoma szmatami i garnkami. W samym Phnom Penh, zaraz obok wspomnianego wiezowca, spotkalem rodzine spiaca na ulicy. Z kilkudniowym dzieckiem...











I choć to jedno z państw że najszybciej wzrastającym PKB, ciężko powiedzieć jaka będzie jego przyszłość, bo rząd wyprzedaje wszystko mogące przynosić dochody w przyszłości. I tak teraz, duma wszystkich Khmerow - niesamowite Angkor Wat, zarządzane jest przez Japończyków. Prawdopodobnie ponoszą oni koszty restauracji zabytków, ale otrzymują wpływy z biletów, a te kosztują niemało, bo między 20 a 40 dolarów. Z racji, że Angkor jest jedną z największych atrakcji turystycznych Azji, tłumy skutecznie utrudniają docenienie piękna olbrzymich, misternie wykończonych kaplic.
W Kambodży spędziłem jedynie 6 dni, 3 w Phnom Penh i kolejne 3 w Siam Reap, czego żałuje, bo przeoczyłem wspaniałe plaże na południu. Tych jednak będę miał pod dostatkiem w kraju, który miał być moją ostateczną destynacją - Tajlandii...















1 komentarz:

  1. Też własnie wróciłem z miesięcznego pobytu w tym rejonie. Wrażenia mam identyczne!!!

    Mógłbym się podpisać pod wpisem :)

    Pozdrawiam autora
    Jasiek Domański

    OdpowiedzUsuń