wtorek, 12 marca 2013

07.02.2013 / Madurai, Indie

Zaledwie godzinny lot z Colombo do Maduraiu upłynął niezwykle szybko, ze względu na wyjątkowo komfortowe siedzenia lśniącego jeszcze nowością samolotu oraz sympatyczne towarzystwo 50-letniego Kevina, poza pilotem i mną, jedynego białego na pokładzie. Spalone słońcem, czerwone ziemie równin Tamil Nadu widziane z wysoka, przypominały afrykańskie sawanny z Króla Lwa, a do mojego wyobrażenia o czarnym lądzie, jeszcze bardziej przybliżyło mnie rozżarzone, suche powietrze, jakie wdzierało się w płuca, gdy tylko opuściliśmy pokład. Jednak o tym, że znajdujemy się nie w Afryce a w najludniejszej demokracji świata, upewnił mnie Kevin, wołając z płyty lotniska "Welcome to India!". Nie wiedziałem wtedy, że jeszcze tego samego dnia słowa te nabiorą dla mnie całkowicie innego znaczenia. Bo gdy okazało się, że na lotnisku nie ma kantorów, a żaden z bankomatów nie był czynny, Kevin skwitował sytuację słowami "Welcome to India". Nie mając przy duszy ani jednej rupii, za którą moglibyśmy wziąć autobus do miasta, ja zacząłem zastanawiać się co mógłbym wymienić na gotówkę, a Kevin po prostu otworzył drzwi do pierwszego lepszego samochodu, wsiadł, zamknął drzwi i po 10 sekundach rozmowy z kierowcą uchylił okno oznajmiając, że właśnie załatwił nam transport. "Welcome to India", usłyszałem po raz kolejny, pakując nasze plecaki na tylne siedzenie. Już wtedy zaczęło mi świtać, co ma on na myśli...


Pierwszy kontakt z indyjskim miastem musi być szokiem, na to spotkanie po prostu nie da się przygotować. Intensywność kolorów, zapachów i hałasu otumania zmysły, a te powinny być wyostrzone, by móc bezpiecznie manewrować w rzece ludzi, riksz, autobusów i rogacizny (kolejność pierwszeństwa na drodze odwrócona). Wzrok przyciągają kropki na czołach, kobiece sari, przeplatane w pasie męskie dhoti, wszechobecne śmieci oraz dziesiątki śpiących w cieniu ludzi o ciałach tak wyniszczonych, że z trudem można uwierzyć, że jest w nich jeszcze dusza. Dzieląc pokój z Kevinem, nie mogłem nie zauważyć, że jest w nim coś specjalnego. Ten błyszczący erudycją wulkan pozytywnej energii, potrafił w kilka sekund zjednać sobie każdego, do tego stopnia skutecznie, że przez pewien czas myślałem, że mieszkał on na stałe w Maduraiu, a napotykani ludzie to jego starzy znajomi. Dopiero pod koniec dnia wyszło na jaw, że podróżował on przez ostatnie 27 lat, odwiedzając ponad 160 krajów i w ten sposób rozwijając swoje nieprzeciętne umiejętności interpersonalne. Na taki styl życia pozwolała mu własna firma w Nowym Jorku i ekstremalnie niski budżet podróży, opierający się na łapaniu stopa i spaniu w przypadkowych miejscach. Taka forma podróżowania jeszcze bardziej zwiększa prawdopodobieństwo ciekawych wydarzeń, dlatego ciężko jest mi nawet wyobrazić sobie jakie historie mógł ten człowiek nagromadzić w swoim intensywnym życiu. Być może będzie nam dane dowiedzieć się części z nich z będącej właśnie w druku książki "Thumb". 


Meenakshi Temple



Wracając do "Welcome to India", Kevin powtarzał je np. widząc moją reakcję na rachunek opiewający na równowartość 3 zł za mój dość pokaźny obiad, pokazując mi stan naszej hotelowej toalety czy wreszcie ustawiając się na końcu kilkudziesięciometrowej kolejki do kasy biletowej dworca kolejowego. Bo słowa te kryją w sobie nie tylko niesamowitą gościnność i przyjazność, ale również absurdalność, dziwaczność, ekstremalność i nieprzewidywalność tego kraju. Praktycznie każdemu elementowi Indii można przypisać jedną z tych cech. Absurdalność tłumaczenia kierunków, gdzie nasz rozmówca radząc skręcenie w lewo, ręką będzie wskazywał prawo. Dziwaczność tzn. "wobble", czyli bliżej nieokreślonego ruchu głową, będącego po prostu oznaką, że jesteśmy wysłuchiwani. Nieprzewidywalność, gdzie na ulicy będącej rzeką śmieci i krowich odchodów możemy spotkać stoisko z książkami traktującymi o fizyce kwantowej, mechanice płynów, czy programowaniu mikroprocesorów. Ekstremalność biedy, klimatu, natężenia ruchu, hałasu, brudu i komarów, przez które pierwszą noc w Indiach spędziłem na dachu zamiast we własnym pokoju...
typowe stoisko z książkami

Galeria Indie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz