sobota, 2 marca 2013

26.01-07.02.2013 / Sri Lanka

 Nocnym lotem dostałem się na jedyne międzynarodowe lotnisko Sri Lanki i po godzinnej jeździe taksówką dzieloną z buddyjską mniszką dotarłem do Colombo, stolicy kraju. Od razu zrozumiałem, jakim błędem było nie zrobienie rezerwacji noclegu, ponieważ o 3 w nocy miasto było martwe, światła w oknach pogaszone, a na walenie w bramy odpowiadała głucha cisza. Dopiero przy pomocy kierowcy tuk-tuka odnalazłem miejsce, gdzie zgodzono się mnie przenocować z zastrzeżeniem, że wyniosę się przed 9 rano. Taki warunek, przy tragicznych kondycji pokoju i cenie 40 zł wydawał mi się niezłym zdzierstwem, jednak nastepnego dnia przekonałem się, że jest po prostu standardem. 




 Właściciele kwater narzucają ceny całkowicie nieadekwatne do standardu czy ogólnych kosztów życia na wyspie. Bo w restauracji zjeść można za mniej niż 4 zł, litr paliwa kosztuje 3 zł, a godzinna podróż autobusem to jakieś 50 gr. Także z Singapuru, ultra czystego i restrykcyjnego miasta, zostałem rzucony prosto w środek hałaśliwej i chaotycznej stolicy kraju mającego typowo indyjskie podejście do kwestii higieny i zarządzania odpadami. Do tego kraju dopiero otrząsającego się po wojnie domowej, gdzie jeszcze 3 lata temu w autobusach miejskich wybuchały bomby, a do teraz można spotkać znaki zakazu wnoszenia broni palnej do placówek bankowych.





Jakie tym razem było podłoże konfliktu? 
Po uzyskaniu niepodległości od Brytyjczyków w 1948 roku, na Sri Lance, znanej wtedy jeszcze jakoś Ceylon, zaczął się proces ograniczania praw 20-procentowej mniejszości hinduskich Tamilów. Ci domagali się utworzenia odrębnego państwa Ilam na północy kraju, a spotykając się z odmową, rozpoczęli działalność partyzancką, która w 1983 przeistoczyła się w wojnę domową pełną samobójczych ataków terrorystycznych i rzezi ludności cywilnej. Gdy na poczatu XXI wieku wydawało się, że strony bliskie są porozumienia, w 2004 roku na wybrzeża Sri Lanki wdarło się tsunami, zabierając 40 tys ludzkich istnień i zamiast zjednoczyć kraj w tragedii, w dziwny sposób wskrzesiło konflikt na nowo. 
Jeszcze w 2009 roku na północy kraju kontrolowanym przez Tamilskie Tygrysy odbywały się rozstrzygające bitwy, w których zginęło około 40 tys ludzi, głównie cywilów. Ostatecznie tamilscy rebelianci poddali się armii Sri Lanki i ogłoszony został koniec 26-letniej wojny. Był to kolejny konflikt, w którym ONZ przyznało się do porażki w zapobieżeniu zbrodni wojennych. 




Po kilku dniach spędzonych ma plażowych przedmieściach Colombo i załatwieniu wizy indyjskiej wraz z grupą zdominowaną przez nacje słowiańskie wynajeliśmy miniaturowe auto marki Suzuki, które miało zabrać nas na eksplorację wyspy. Nasz zapał podróżniczy został zgaszony już pierwszego dnia, gdzie wydostanie się ze stolicy zabrało nam 2 godziny, a dotarcie i znalezienie noclegu w oddalonym o 100 km Kandy kolejne 5. Początkowe problem zostały całkowicie wynagrodzone przez widoki jakie było nam dane podziwiać w kolejnych dniac, na górskiej trasie wiodącej do plantacji herbaty Nuwara Eliya czy dalszych odcinkach wzdłuż wybrzeża.










Według "biblii podróżników", czyli Lonely Planet, Sri Lanka będzie największym hitem turystycznym 2013 roku, a sprawić to mają setki kilometrów plaż, ze złocistym piaskiem, krystalicznie czystą wodą i falami zachęcającymi do surfingu (mój krótkotrwały romans z deską zaowocował okiełznaniem jednej, jedynej fali oraz wysypką na klacie).




Wracając ze wschodniej części wyspy trasą położoną nad samym brzegiem, robiliśmy jednodniowe przystanki w co bardziej malowniczych lokalizacjach. W jednej z nich o mało nie zostałem zaadoptowany przez rodzinę, której pomagałem przy odbudowywaniu domu zniszczonego przez tsunami. Ich niesamowita gościnność była kolejnym przykładem, że ludzie którzy mają niewiele, są często w stanie oddać najwięcej, bo poczęstunkom,drobnym prezentom i zaproszeniom do zostania nie było końca. 









Sri Lanka, początkowo mająca być jedynie przystankiem na wyrobienie wizy indyjskiej, wstrzymała mnie swoją gościnnoscią, orzeźwiającymi kokosami i brakiem turystów, którzy jednak zgodnie z prognozami Lonely Planet, prawdopodobnie szybko zapełnią niekończące się plaże wyspy. Teraz jednak przyszedł czas na wielką niewiadomą, kraj który można albo pokochać, albo znienawidzić, żadnych emocji pośrednich. Indie.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz