piątek, 6 marca 2015

31.01-03.02.2015 / Lima, Peru

Z POWODOW KTORE WYTLUMACZE POZNIEJ - ZDJEC BRAK

Kosztujący 140 peruwiańskich soli (170 zł) autokar gładko sunął po słynnej panamerykańskiej autostradzie wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, przynosząc mi więcej snu niż ostatnie 3 noce w Mankorze. Po rozpakowaniu się w hostelu położonym w reprezentatywnej dzielnicy zwanej Miralfores, poszliśmy na spacer wzdłuż wybrzeża. To co zobaczyliśmy w żaden sposób nie zgadzało się z naszym wyobrażeniem o Limie, gdybym miał zgadywać powiedziałbym, że znajdujemy się centrum Miami. Palmy, fontanny, krótko przystrzyżone trawniki, 5-gwiazdkowe hotele, czyste ulice pełne butików ekskluzywnych marek i dobrze ubranych ludzi. Niestety, dzielnica stara się dogonić Florydę również cenowo, większość produktów kosztuje dwa razy więcej niż oficjalna wartość, wystarczyło jednak odjechać kilka przystanków autobusowych by zaznać prawdziwego oblicza miasta. Pozbawione opieki ogrodników trawniki zmieniły się w martwe piaskownice pełne śmieci i gruzów, butiki w pokryte blachą lepianki, a ulice wypełniły się ludźmi w obdartych szmatach. Większość populacji Peru żyje poniżej poziomu ubóstwa, miliony każdego dnia walczą o przetrwanie starając się sprzedawać pojedyncze papierosy, batoniki, lody wodne, używane zegarki czy cokolwiek przynoszące sol czy dwa. Czyszczenie butów na ulicy wydaje się ścieżką obraną przez tysiące mężczyzn od 5 do 80 roku życia, co dziwne jednak, nikt nie żebrze jak ma to miejsce w Indiach, z którymi jednak Peru ma kilka innych cech wspólnych (wszechobecne tuk-tuki, tłok, hałas, nieznośny opał i suchota). Mimo, że prosty zestaw obiadowy poza centrum kosztuje zaledwie 4 sole (5 zł) nadal ciężko jest sobie wyobrazić jak można uzbierać taką kwotę mając 5-groszową marżę na sprzedaży gum do żucia.


Poza wszechobecnym pieczonym kurczakiem z ryżem, Lima słynie z ceviche – surowej, jasnej ryby lub owoców morza zalewanych sokiem z limonek, w którym potrwa niejako gotuje się, nadając wyjątkowo delikatnego, niepowtarzalnego smaku. Składniki muszą być tak świeże, że ceviche serwowane jest jedynie do pory lunchu, dlatego często zdarzało się nam odwiedzać 5 lub więcej restauracji w celu odnalezienia jakiejkolwiek, która nadal miałaby ten delikates.


Jedna z moich wypraw wewnątrz miasta obejmowała misję zakupienia telefonu, moj poprzedni mimo wodoodporności nie wytrzymał próby kontaktu z oceanem. Miesięczny brak natychmiastowego dostępu do internetu dał mi przyjemną wolność, jednak bez zegarka, alarmu, słownika, map i kilku innych użytecznych funkcji smartfona podróżowanie stawało się bardziej uciążliwe. Ceny elektroniki w Ameryce Południowej są mniej więcej o połowę droższe niż w Europie, dlatego na zakupy udałem się na czarny rynek zwany Las Malvines, gigantyczny market na którym sprzedaje się dosłownie wszystko, włączając dziesiątki tysięcy telefonów, tych używanych jak i “używanych”.


Odzyskawszy mobilność i siły nadszarpnięte przez “plażowy styl życia” zdecydowałem się rozpocząć prawdopodobnie najbardziej wyczekiwany etap mojej podróży – wyprawę do Amazonii. Peru dzieli się na 3 pasy położone w osi północ-południe, la costa – suche i gorące wybrzeże, la sierra – góry, i wreszcie mój cel – la selva, czyli dżungla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz