niedziela, 11 listopada 2012

01-03.11.2012 / Zhanjiajie

Gdy okolo 1 w nocy dotarlismy do stacji przesiadkowej, nasza misja bylo zdobycie biletow na odjezdzajacy za okolo godzine pociag do Zhangjiajie. Szukajac w pospiechu kasy biletowej, przypadkowo wszedlem do “waiting room” od niewlasciwej strony, czyli wyjscia na perony. Zostalo to szybko zauwazone przez pania porzadkowa, ktora skarcila mnie wspomagajac sie megafonem. Zwrocilo to uwage kilkuset osob znajdujacych sie w hali do tego stopnia, ze czesc tlumu wstala a dookola zapanowala calkowita cisza. Czujac na sobie wzrok widowni, oczekujacej mojego kolejnego ruchu, pomachalem i wycofalem sie w bezpieczne miejsce. Warto dodac, ze o ile w centrum Pekinu czy Szanghaju, widok “westernersa” nie budzi wiekszych emocji, o tyle wyjezdzajac na prowincje bialy staja sie niejako miejscowa atrakcja. Takze za kazdym razem, wsiadajac do pociagu z otwartym wagonem, pierwsze kilkanascie minut czulismy sie jak w sali kinowej, z calymi rzedami ludzi odwroconych w nasza strone i obserwujacych nasze zachowanie. Jeszcze bardziej odczuwalne jest to na ulicach, gdzie przechodnie zatrzymuja sie na nasz widok, samochody zwalniaja, co kilka krokow slyszamy przyjazne “hello” a co kilkadziesiat mamy robione zdjecie. W Chinach kazdy bialy moze byc gwiazda, niestety z tego zalozenia wychodza rowniez niektorzy sprzedawcy narzucajac nawet 5-krotnie wyzsze ceny. Dlatego zawsze warto orientowac sie ile kosztuje dana usluga, by miec podstawe do targowania.Gdy ostateczie udalo sie nam znalesc kase biletowa, okazalo sie ze nie ma juz miejsc na lezanki, co oznaczalo kolejne 12 godzin spedzone w scisku i halasie.

Gdy z lekkim opoznieniem i opuchnietymi od ciaglego siedzenia kostkami dotarlismy do Zhangzjiajie, wydawalo sie nam, ze znalezienie Zhangjiajie Cun, czyli wioski graniczacej z parkiem narodowym nie bedzie wiekszym problemem. Zajelo nam jednak ponad godzine zdobycie informacji o busie zmierzajacym do oddalonej o 50km miejscowosci, ktora okazala sie nie wioska, a okolo 20-tys miastem. Zaskoczenie typowe dla Chin, tak samo wczesniejsze Huangshan i Zhangjiajie, opisywane jako lezace wsrod gor “town” czyli “miasteczko”, okazywaly sie liczacymi po 1,5mln miekszancow kolosami.

Po wyjsciu z busa w kilka sekund zostalismy osaczeni przez miejscowy gang motocyklowy, nasze plecaki powedrowaly na motory, a nam nie zostalo nic innego niz nadac kierunek “cheapest hostel”. Po 200m jezdzie dotarlismy do recepcji, gdzie zaoferowano nam zaskakujaco niska cene 150 juanow za pokoj 3-osobowy. Herszt bandy wypelnil blankiet hotelowy, piszac prawdopodobnie po raz pierwszy raz w zyciu alfabetem lacinskim, stawiajac moje miejsce urodzenia razem z data waznosci paszportu.
Po kilkunastu minutach od rozpakowania plecakow, uslyszelismy pukanie. Wiesc, ze przybylismy do miasta szybko sie rozeszla, bo w naszych dzwiach stala malutka Chinka, lamanym angielskim tlumaczaca, ze jest przewodnikiem i chcialaby nam pomoc. Poczatkowo domowilismy, jednak po jej zapewnieiach, ze nie chce pieniedzy a jedynie pocwiczyc jezyk, umowilismy sie na spotkanie o 8 rano nastepnego dnia.






Lisa okazala sie bardzo pomocna przy zwiedzaniu olbrzymich terenow parku, ktorego gory na zywo robie jeszcze wieksze wrazenie, niz te latajace w trojwymiarze. Za towarzystwo Lisy, jej mamy i ciotek, moglismy odwdzieczyc sie jednie pamiatkami z naszych krajow, w tym koszulka reprezentacji Polski.





Nastepny dzien przywital nas ulewa, takze odpuscilismy zwiedzanie kolejnych czesci parku, co przyszlo nam z ciezkim sercemy, gdyz bilet wstepu kosztowal blisko 200 zl i byl wazny przez 3 dni. Niestety, China przestaja byc tanim krajem, w momencie gdy mamy ochote na zwiedzanie i imprezowanie, a nie ukrywajmy, sa to glowne cele wiekszosci przybyszow do Kraju Srodka. Placi sie za wszystko, wstepy do parkow, ogrodow, muzeow, swiatyn, wiezowcow, nawet niewielkie wzgorza maja swoje kasy biletowe.






Wiekszosc dnia spedzilismy krecac sie po malych uliczkach ze straganamii i okolo 17 udalismy sie na dworzec kolejowy, gdzie po raz pierwszy udalo sie nam zdobyc bilety na lezanki. Podczas obowiazkowego na wszystkich dworcach przeswietlenia bagazu, zostalem wezwany przez strazniczke. Okazalo sie, ze w moim plecaku znaleziono dosc duzy noz, przedmiot zakazany, ze wzgledu na zblizajaca sie zmiane lidera partii komunistycznej w Pekinie. Strazniczka oswiadczyla, ze noz musi zostac skonfiskowany, lub odeslany do Polski i na nic zdawaly sie moje tlumaczenia, ze jade 1500km na poludnie od Pekinu, ze noz jest drogim prezentem od ojca a nie mam wystarczajaco czasu na nadanie paczki. Ostatecznie zostalem zabrany do malego pomieszczenia, gdzie oficer policji, po kilku minutach prosb sympatycznej strazniczki zgodzil sie na ukrycie noza gleboko w plecaku. Zostala mi przydzielona eskorta, ktora towarzyszyla mi w drodze na peron. Tam jednak, okazalo sie, ze moj pociag ma ponad godzine opoznienia, co oznaczalo ze musialbym nadac paczke. Widzac idaca w moim kierunku grupe policjantow, wykonalem niezbyt chyba rozsadny manewr ukrycia noza w plecaku Joela, z nadzieja, ze uwierza oni w wersje, ze noz po prostu zniknal. Okazalo sie jednak, ze przyszli oni jedynie by zabrac moja eskorte na zebranie, co oddalilo wizje aresztowania pod zarzutem zamachu na przyszlego prezydenta Chin…

Galeria Chiny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz