sobota, 22 września 2012

18-21.09.2012 / Moskwa - Irkuck

Wyprawa transsibem może być źródłem wspaniałych i wzniosłych przeżyć. Wrażenie maleńkości jednostki wobec potęgi przyrody, połączone z poczuciem jedności ze współtowarzyszami podróży. Przemijanie, dążenie do celu, kawał żelaznej historii który niesie cię do przodu. Nie ma chyba odpowiedniejszego miejsca na czytanie Dostojewskiego niż kozetka w platzkartnym wagonie, z herbatą w rękach i zachodem słońca nad bezkresem Syberii za oknem. To wszystko ma do zaoferowania najdłuższa kolej swiata, jednakże żeby tego wszystkiego doświadczyć musi zostać spełniony jeden warunek - brak grypy żołądkowej. W moim wypadku warunek ten nie został spełniony. Yana powiedziałaby, że to zła karma, ja zgodziłbym się z nią, tyle że wiem że przyjęła ona postać sharmy z moskiewskiego dworca jaroslavskiego. Także wszelkie uniesienia musiały zejść na drugi plan...






Do tego po pierwszej nieprzespanej nocy doszły bóle kręgosłupa spowodowane długotrwałym leżeniem w niewygodnej pozycji. Gdy jako wisienkę dodamy caly czas przesuwające się strefy czasowe (Warszawa - Irkuck +7h) i momentami "gęstą" atmosferę w wagonie, w efekcie na końcowej stacji tytuł "Najbardziej Wyspanego Człowieka na Ziemi" nie mógł powędrować w moje ręce. Jednak dzięki ciągłej czujności mialem okazję zobaczyć wszystkie wschody i zachody słońca, kolorowe miasteczka syberyjskie malowniczo położone na stokach wzniesień górskich czy niekończące się pola uschnietych drzew na bagniskach. I ile przyrodę można zobrazować zdjęciami (chociaż brudna szyba pociągu i sama ulotność krajobrazu znacznie to utrudniają), to co dzieje się wewnątrz nie jest taką łatwą sprawą. Tym razem moim współlokatorem jest Max, wracający właśnie z brązowym medalem mistrzostw świata w kick-boxingu.




Mam o tyle szczęścia, że był on jedyną osobą w wagonie, a miałem wrażenie, że nawet pociągu, która rozumiała cokolwiek po angielsku. Także przez pierwsze trzy dni swój czas wolny rozdzieliłem po równi pomiędzy Maxem, książkami a toaletą tak, by niczym zbytnio się nie znudzić. Jednak na przystankach za każdym razem zerkałem za okno wyszukując turystów, których bezbłędnie można wyłowić spośród tłumu mających dość specyficzny styl Rosjan. Musiałem czekać aż do Jekaterynburga, gdzie wypatrzyłem grupę chłopaków, z których żaden nie miał grzywki ścinanej od linijki i spodni zaciągniętych pod pachy. Co prawda, pozorna grupa chłopaków okazała się grupą Niemek, ale ważny był efekt, że mogłem swobodnie rozmawiać cały dzień po angielsku.
Ostatniego wieczoru, Max wysiadający kilka stacji przed Irkuckiem sprawil mi jeden z najbajdziej szczerych prezentow jakie kiedykolwiek dostalem - 2-litrowa butelke Pepsi, ktora kupil specjalnie w wagonie restauracyjnym. Ja sam moglem zrewanzowac sie jedynie smycza z flaga Polski. Gdy pomagalem mu wyniesc bagaze, na stacji czekali juz dumni rodzice...



2 komentarze:

  1. Czekamy na więcej bo ciekawe :)
    Szulc

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebista sprawa stary! Trzymam kciuki, życzę dużo wrażeń i szybkiego powrotu do zdrowia! Albert

    OdpowiedzUsuń